Popełniaj błędy, płacz i ciesz się życiem. Szczęśliwy jak mały Duńczyk

Duńskie dzieci po prostu się bawią. Amerykańskie “chodzą na zajęcia”, a potem dostają certyfikat. Wielu Amerykanów uważa, że zwyczajna zabawa z dziećmi to coś dla leniwych rodziców

Z Jessicą Alexander i Iben Sandahl rozmawia Aleksandra Kaniewska

Jessica Alexander, Iben Sandahl – autorki książki “The Danish Way of Parenting: A Guide To Raising The Happiest Children in the World” (“Duńska droga rodzicielstwa: jak dochować się najszczęśliwszych dzieci na świecie”). Jessica Alexander jest amerykańską pisarką i kulturoznawczynią, a Iben Sandahl – duńską pedagożką i psychoterapeutką.

ALEKSANDRA KANIEWSKA: Jako przyszła mama z zapartym tchem przeczytałam bestseller Pameli Druckerman “Francuskie dzieci nie grymaszą”. Autorka dowodzi, że można wychować grzeczne dzieci. Wy napisałyście książkę, w której obieracie zupełnie inny kierunek: mówicie, jak sprawić, żeby dzieci były szczęśliwe. Czyżby Duńczycy mieli jakąś specjalną receptę na szczęście?

IBEN SANDAHL: Nie wiem, czy mamy monopol na szczęście, ale od lat zajmujemy wysoką pozycję w światowych rankingach zadowolenia z życia. W 2013 r. Dania była na samym szczycie World Happiness Report. Staramy się tworzyć społeczeństwo, w którym wszyscy, także dzieci, będą odporni na przeciwności losu i spełnieni. No i co do zasady staramy się nie narzekać.

Nawet dzieci? Nie grymaszą?

JESSICA ALEXANDER: Na pewno duńska filozofia wychowawcza różni się znacznie od francuskiej. Nie chcemy wartościować kultur, ale warto zauważyć, że oba kraje od lat zajmują bardzo różne pozycje w rankingach szczęśliwości. W tym roku Francja spadła o 4 pkt, na 29. miejsce, za Omanem, Meksykiem i USA. Być może francuskie dzieci rzeczywiście nie rzucają jedzeniem jak w tytule anglojęzycznych wydań Druckerman, ale czy z tego powodu wyrosną z nich zadowoleni z życia dorośli?

Gratulacje, to wiking! Duńska sperma podbija Europę

A jak amerykańska mama odnalazła się w świecie duńskich zasad?

JESSICA: Na początku nie było ławo. Pierwsze różnice w podejściu do wychowania zauważyłam, kiedy jeszcze byłam w ciąży. Dla mnie dziecko równało się odpowiedzi na jedno pytanie: w jaki sposób będziemy je kontrolować? Mąż nie mógł zrozumieć, dlaczego tak ważna jest dla mnie dyscyplina. Nie mówiąc już o klapsach. W Danii od 1997 roku kary fizyczne wobec dzieci są nielegalne. A ja nieraz dostałam klapsa i uważałam, że od tego się nie umiera. Przeszliśmy przez wiele debat i kłótni, zanim zrozumiałam, że wykorzystywanie fizycznej przewagi dorosłych wcale nie sprawia, że będą grzeczniejsze.

Duńscy rodzice unikają przesadnego karania i wszelkich przejawów walki o władzę w domu. Wolą dyplomację od ultimatum. A przede wszystkim dzieciom okazuje się taki sam szacunek jak dorosłym i one odpłacają rodzicom tym samym.

Któregoś dnia podsłuchałam, jak mąż pociesza naszą córeczkę, która czegoś się przestraszyła. Zdumiało mnie, jak mądrze i uważnie poprawiał język, jakim opisywała swoje doświadczenie. Nie negował jej emocji, tylko kierował nią tak, żeby je zrozumiała i przetworzyła na coś pozytywnego. Lęki minęły. Wtedy pomyślałam, że chyba istnieje jakaś “duńska metoda” wychowywania dzieci.

Piszecie o nauce równości, współpracy, empatii. Tylko że łatwo tak wychowywać dzieci w Danii, gdzie wszędzie – w domu, pracy, szkole – dominuje kultura oparta na współdziałaniu. Trudniej w Ameryce czy w Polsce, czyli tam, gdzie liczy się rywalizacja.

IBEN: Myślę, że nietrudno powielić duński typ myślenia. Jego esencją są dwie proste wartości: empatia i zaufanie. Wszystko, co dobre, wypływa z nich. Duńczycy wyspecjalizowali się w tej filozofii. Programy uczące empatii wprowadza się już w przedszkolu. To bardzo proste, na przykład nie każde opowiadanie dla najmłodszych musi mieć szczęśliwe zakończenie, dzięki czemu dzieci uczą się szerokiego spektrum emocji – od radości do smutku. Część baśni Hansa Christiana Andersena właśnie taka jest – bardzo realistyczna.

JESSICA: Poza tym przedszkole i szkoła nie wtłaczają na siłę w ramy rywalizacji i odgórnie narzuconych kryteriów sukcesu. Dają dzieciom bodźce, ale też szanują coś, co psychologowie nazywają “strefą najbliższego rozwoju”, czyli talenty i chęci. Nic na siłę. W końcu Duńczycy przodują w hygge, czyli filozofii cieszenia się życiem ponad wszystko, relaksu z najbliższymi w dobrej i ciepłej atmosferze.

Duńskie dzieci dużo czasu spędzają, po prostu się bawiąc. Zabawa jako element filozofii wychowawczej?

IBEN: To by zaprzeczyło samej idei zabawy! (śmiech) Dzieci to przede wszystkim dzieci, zabawa jest dla nich naturalną formą aktywności. Mogą więc bawić się, ile chcą, czy to w domu, czy w szkole.

JESSICA: Zabawa zawsze była ważnym elementem wychowywania dzieci w Danii. Już w 1871 r. grupa naukowców udowodniła jej walory edukacyjne.

Ale dla mnie jako Amerykanki z duńską perspektywą najbardziej zastanawiające jest to, że gry i zabawy dzieci stały się w Stanach polem komercyjnego wyzysku. Już prawie nie ma możliwości bawienia się za darmo! Być może dlatego, że jeśli zabawa jest dostępna dla wszystkich, nikt na niej nie zarabia. Zapisujemy dzieci na wiele odpłatnych zajęć i kursów, po których dostają certyfikat, że czegoś konkretnego się nauczyły. W efekcie wielu Amerykanów po cichu uważa, że zwyczajna, spontaniczna zabawa z dziećmi to coś dla leniwych rodziców.

Duński nauczyciel ma gorzej niż polski?

Dania to równościowy raj na ziemi. Kobiety i mężczyźni dzielą się obowiązkami domowymi, z reguły oboje rodzice pracują. Z drugiej strony 43 proc. małżeństw się rozpada – znacznie powyżej europejskiej średniej. Jak to jest z tym waszym modelem szczęśliwej rodziny?

JESSICA: Rzeczywiście w rankingach równości płci Dania od lat znajduje się w pierwszej piątce razem z innymi skandynawskimi krajami. Stany Zjednoczone są na pozycji 20., Wielka Brytania – 26., a Polska – na 57. Cenimy wspólne rodzicielstwo i uważamy, że zarówno mężczyzna, jak i kobieta może być jednocześnie opiekunem i finansową głową rodziny.

IBEN: A rozwodów jest dużo właśnie za sprawą równości płci. Duńskie kobiety są niezależne i samowystarczalne, a mężczyźni wspierają je w obowiązkach domowych. W krajach z dużo większymi nierównościami, nie tylko kulturowymi, ale również finansowymi, kobiet po prostu nie stać na rozstanie.

Poza tym duńskie rozwody przebiegają zgodnie, bez dramatów. Po rozstaniu rodzice zwykle pozostają na przyjacielskiej stopie i dalej sprawiedliwie dzielą się obowiązkami. Często spotykam takie rodziny. Wspólnie uczymy się, jak dalej być dobrym ojcem i matką dla swojego dziecka po rozwodzie albo jak tworzyć szczęśliwe rodziny patchworkowe, do których dołączają dzieci z innych związków.

Wybawione, traktowane serio, ze zgodnymi rodzicami. Czy w ogóle jest coś, z czym duńskie dzieci mają problem?

IBEN: Jest. To samotność. Dotyka nie tylko dzieci, również młodzież i dorosłych.

Żyjemy w świecie wielkich emocjonalnych oczekiwań pobudzanych jeszcze przez media społecznościowe. Dlatego rodziców, którzy przychodzą do mojego gabinetu, uczę, jak powinni uświadamiać najmłodszym, co jest realne, a co nie. I jeszcze tego, jak ważna jest stała komunikacja. Ciągła rozmowa o tym, co jest dla nas – rodziców i dzieci – trudne.

Bo nikt z nas, nawet w Danii, nie jest perfekcyjny. To jest najlepsza lekcja, jaką rodzice mogą dać dzieciom.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

wyborcza.pl

wyborcza_logo

Facebooktwittermail

Comments are closed.